Andrzej Różycki, "Frasobliwe"
Bardziej niż konkretne obiekty, czy to z kolekcji czy własnej twórczości, wystawa ta ukazać ma złożoną postawę Andrzeja Różyckiego. Komentując jego twórczość Józef Robakowski dostrzegł w niej: “laboratoryjną penetrację własnej wyobraźni”. Pisał to w 1972, a kolejnych pięć dekad potwierdza słuszność tej intuicji. Różycki zwraca się introwertycznie ku własnemu wnętrzu, ku własnej wyobraźni. Ale jest to wyobraźnia pełna przejęcia. Z nienasyceniem Różycki przejmował i uwewnętrzniał to, co istotne i znaczące w kulturze, a co w niezauważony sposób przemijało. Jego kolekcja jest śladem tego, co minione – doniosłych zjawisk kultury wizualnej, które niepostrzeżenie traciły znaczenie i ulegały zapomnieniu. Z wrażliwością i przejęciem pochylał się nad obiektami, których funkcja wyczerpywała się w zmieniającej się kulturze. Różycki przejmował to i kolejno włączał we własną wyobraźnię, aby następnie laboratoryjnie spenetrować to, zrozumieć i twórczo przetworzyć. Prezentowane na tej wystawie sprzężenie jego kolekcji, twórczości i rozważań teoretycznych jest formą wiwisekcji jego wyobraźni, będącej rezerwuarem minionej mocy obrazów.
Wystawa może być odczytana jako opowieść o łódzkich losach artysty, bowiem skupia się na pięciu dekadach twórczości i życia Andrzeja Różyckiego w tym mieście (od 1969 do dzisiaj). W miarę możliwości utrzymana jest chronologia prac, choć trudno mówić o linearności i rozwoju diachronicznym twórczości tak bardzo naznaczonej powrotami do przeszłości, do prac i motywów wcześniejszych, jak również stworzonych w aurze medytacji nad przeszłością, pamięcią, archetypicznością i głębokim czasem kultury. Pełno tam zwrotów, cofnięć, spojrzeń wstecz, w bok, w głębię. A jednak, patrząc na tych pięć dekad twórczości uderza konsekwencja i spójność podejmowanych działań, a także pełna świadomość poszukiwań Różyckiego, co ukazują fragmenty jego tekstów z różnych lat, tworzących konsekwentny wywód na temat kultury wizualnej i pełnej tajemnic interakcji między człowiekiem a obrazem.
Twórczość i zbieractwo Różyckiego rozciąga się na osi między śmietnikiem a wzniosłością, wyrzucanymi wytworami chałupnictwa i rękodzielnictwa, a najbardziej wyrafinowanymi przykładami twórczości naiwnej i prymitywnej, gestem uchronienia przed zniszczeniem i sponiewieraniem a pietystyczną dbałością i wysmakowanym kolekcjonerstwem. Uwznioślenia ubogich obiektów w historii sztuki było już wiele, choćby dwudziestowieczny dadaizm czy arte povera. Różycki czyni jednak coś innego – na marginesach kultury dostrzega obiekty i zjawiska, które jeszcze niedawno stanowiły centrum świata obrazów człowieka, traktowane były z czcią i nabożnością, a dziś stały się niezrozumiałe i obce. Gest ich przejęcia przez Różyckiego jest również momentem przejęcia się nimi, ich ukrytą mocą i zapomnianą siłą oddziaływania. Wiele obiektów jego kolekcji urzeka niespotykanym pięknem i wyrafinowaniem, wiele tam rzeźb i malarstwa najwyższej miary, świadczących o nieprzemijającej wartości formy estetycznej. Twórcy naiwni, których Różycki i poznał i od których bezpośrednio dokonywał zakupów do własnej kolekcji, częstokroć byli osobowościami artystycznymi równie znaczącymi co kluczowi artyści ówczesnej neo-awangardy. I właśnie w tej twórczości naiwnej, przeoczonej i niedowartościowanej przez świat sztuki, znalazł on ważne źródło inspiracji. Jest tam prostota, pokora i przejęcie. Być może w zapatrzeniu Różyckiego w twórczość naiwną można odkryć źródło jego uporu tkwienia w fotografii, zapatrzenia się i całkowitego oddania się temu medium. Skądinąd ma on pełną świadomość jej kresu i wyczerpania, sam ogłaszał jej śmierć przeszło dekadę temu, składając hołd “śp. fotografii analogowej”. Ze sztuką naiwną jest podobnie, jest to zjawisko całkowicie minione, nie żyje już żaden z twórców, myślenie naiwne i prymitywne definitywnie odeszło. Różycki jednak udowadnia, że w tym przejęciu zjawiskiem przemijania jest siła ożywcza i twórcza.
Kurator: Karol Jóźwiak