Santanu Dey
SŁONAWE ŁZY
Po podziale Indii, w 1947 roku, miliony osób należących do mniejszości religijnych wyemigrowały z Pakistanu Wschodniego do Indii. Liczni członkowie najwyższej kasty i elit przesiedlili się wówczas w różne części kraju, podczas gdy uchodźców z niższych kast wygnano do niesławnych obozów w rejonie Dandakaranya. W 1977 roku koalicja Front Lewicy wygrała wybory w Bengalu Zachodnim, obiecując, że przeniesie członków niższej kasty Namsudra na wyspę Marichjhapi w regionie Sundarbanów. Niedługo później wycofała się z tej obietnicy i ograniczyła uchodźcom możliwość wstępu do Bengalu.
Mimo to, tysiące osób sprzeciwiło się ograniczeniom nałożonym przez rząd i przeniosło się na Marichjhapi. W ciągu dwóch lat wybudowali nabrzeża, drogi, przychodnię, szkołę i stworzyli łowiska Reakcją władz było otoczenie wyspy policyjnymi łodziami, z zamiarem doprowadzenia do izolacji ekonomicznej uchodźców. 13 maja 1979 roku spalono całą osadę i zabito tysiące jej mieszkańców, a ich ciała wrzucono do rzeki Raimangal. Całkowita liczba ofiar nie jest znana.
W swojej pracy zajmuję się tematem masakry na Marichjhapi. Starając się prześledzić całą strukturę przemocy powiązanej z migracją i przesiedleniami, cofam się aż do Mahabharaty — starożytnego hinduskiego eposu. Mahabharata ma istotny wpływ na kulturowe wyobrażenia dotyczące głównej religii państwowej. Mowa jest w niej o tym, jak Pandawowie, synowie władców z wyższej kasty, spalili z pomocą Kryszny las Khandawa i wygnali rdzennych Nagów i Majów, aby zbudować stolicę swojego królestwa — Indraprasthę. Pomimo różnic kontekstowych, pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami nawiązuje się dialog, w którym uwidacznia się systemowa przemoc towarzyszącą geopolitycznym sporom.
Dorastałem słuchając opowieści o traumie wysiedlenia, doświadczanej przez moich przodków. Projekt „Słonawe łzy” dotyczy osób ocalałych z masakry na Marichjhapi, ale jednocześnie przyglądam się w nim dzisiejszej sytuacji socjopolitycznej Namsudrów w Bengalu i Orisie. Powracam do dawnego mitu i czytam go w świetle obecnej rzeczywistości. Dzięki temu moja praca zyskuje nowy wymiar, a opowieści o społeczności pozbawianej podstawowej ludzkiej godności nabierają uniwersalnego znaczenia.